W dzisiejszym Berlinie szukałem swoich śladów
sprzed 23 lat, co było jednak trudne, bo miasto, choć Berlin, zmieniło się nie
do Poznania. Szczególnie w przeciętym kiedyś murem centrum.
Na placu Żandarmerii ślady te jednak znalazłem. Swoją
wcześniejszą wizytę w tym miejscu zapamiętałem, ponieważ stoją tu dwie dość
bliźniacze świątynie – niemiecka (na zdjęciu widoczna) i dawna hugenocka. W
czerwcu 1990 roku hugenoci, czyli protestanccy uchodźcy z Francji, którzy w
Prusach znaleźli schronienie po prześladowaniach w ich ojczyźnie związanych z
odwołaniem edyktu nantejskiego, byli mi dość bliscy. Niedawno przeczytałem „Trzech
muszkieterów” Dumasa, a poza tym nauczyciel z Berlina Zachodniego, u którego
się zatrzymaliśmy, był ich potomkiem. Nad łóżkiem miałem obrazek z oblężenia La
Rochelle.
Katedra francuska wygląda tak, jak widać poniżej, a jeśli
chodzi o naszego gospodarza z okolic Wansee. Przywalił mnie ciężarem swojego
trzy, czy czteropiętrowego domu. W Polce w tym czasie nauczyciele starali się
na ogół upchnąć gdzieś swoje książki na niewielkiej betonowej przestrzeni
bloków czy wieżowców.
Mimo tego wspominam go bardzo miło, ponieważ nieco przed naszym
wyjazdem, przysłał nam paczkę z czekoladami. Ponad 70 tabliczek! Przesyłkę
pamiętał będę do grobowej deski, bo pożarłem prawie wszystko i dopiero wtedy
nasyciłem się czekoladą.
Cholera, zapamiętałem świątynie, nie mogę sobie
jednak przypomnieć, jak wyglądała wtedy zabudowa placu. A to by mogło być
ciekawe, bo obecnie, budowle przy nim stojące, są raczej nowe.
A co mi zostanie w pamięci z tej wizyty na placu
Żandarmerii? Kibelek.
Jak ja mogłem go wtedy nie zauważyć? Przecież w
takim samym CK dezerterzy powiesili von Nogaya!
5 komentarzy:
To jest kura! :-)
To jest kura! :-)
... która udaje osła.
Czy to w 1990 r ?
Nie, tak to wygląda teraz. W 1990 roku niestety zdjęć nie robiłem, choć dziś cholernie tego żałuję.
Prześlij komentarz