Mróz. Cholerny mróz, śnieg i wiatr. Stacja Toruń Główny w grudniowy poranek, a w zasadzie jeszcze noc. Przejechałem się do Warszawy z Joy Division i Têtes Raides w słuchawkach oraz plecakiem obłąkanym (czyli takim, w którym coś się błąka) książką i płytą zapisaną kolorową Warszawą z 1938 roku.
Dworzec Centralny był w remoncie, przez co wyglądał jeszcze gorzej niż zwykle. No, może z jednym wyjątkiem – nie było na nim gołębi, którymi przedtem był zalatany. Gołębie z Dworca Centralnego, jak chyba wszystko z tym budynkiem związane, na ogół były kalekie, nie miały nóg.
Na Stare Miasto przeważnie łaziłem pieszo, więc i teraz nie obciążałem sobą miejskiej komunikacji. Najpierw wybrałem się na Rynek Staromiejski, czy może raczej zaśnieżone podwórko, bo tak on się prezentował. Podróżowałem jednak do krainy przedwojennych filmów, więc nie powinienem mrużyć przy nim oka, tu przecież Aleksander Ford nakręcił jedną ze scen z „Ludzi Wisły” – dzieła, które mnie rozczarowało, może poza scenami toruńskimi, szczególnie tą z otwieranymi bramami (czy znajdzie się ktoś wychowany w „Perle gotyku”, kto spojrzy na to obojętnie? Mi iskry skaczą po kościach, szczególnie przy Bramie Żeglarskiej z widokiem na świętych Janów). Tu też przechadzała się Ina Benita, Józef Orwid i Zbigniew Rakowiecki w „Ja tu rządzę”, jednym z ostatnich dzieł polskiego srebrnego ekranu z czasów, gdy był on jeszcze srebrny. Ostatni z tej aktorskiej trójki został rozstrzelany w 1944 roku na Woli, Orwid zginął w eksplozji czołgu na Starówce, a szyperską córkę z „Ludzi Wisły” ostatni raz widziano, gdy z dzieckiem weszła do kanału. Ina Benita pewnie cały czas krąży po tym królestwie Lindleya, wciąż w z pewnością nieskalanym makijażu. To wszystko jednak wydarzyło się w najgorętszym sierpniu Warszawy, a teraz był zimny grudzień.
Najpierw miałem spotkanie w Muzeum Miasta Stołecznego, które tymi kolorowymi obrazkami się zachwyciło. Później punkt widzenia historyków starł się z wizją filmowców w siedzibie Filmoteki Narodowej przy Puławskiej. Ci pierwsi byli zainteresowani, drudzy przede wszystkim widzieli zbędne zdjęcia roślinności i kiepski techniczny stan materiału. Ja na to patrzyłem z boku, bo byłem tylko kurierem, ale bardziej rozumiałem amatorów historii. Sam jestem gotów wbić oczy w każdy obraz, nawet taki składający się głównie z barwnych plam, przypominający paletę jakiegoś impresjonisty. Mogę wpatrzeć się w każdą, nawet najbardziej niewyraźną twarz z przeszłości w nadziei, że opowie mi ona swój życiorys. Będę patrzył na każdy, nawet najbardziej zamazany kamień i będę się starał wycisnąć z niego całą historię.
W tym wypadku dotyczy ona jednak innego miasta, ja się wychowałem nad Wisłą, ale jestem wpatrzony w miasto położone nieco bardziej na północ. Oczy wbijałem więc przede wszystkim w katalog toruńskich zbiorów Filmoteki, który dostałem od jej wicedyrektora. Jezus Maria, ile tam jest skarbów! 35 minut z wizyty Rydza-Śmigłego na toruńskim moście, masę przedwojennych widoków miasta z hejnalistą włącznie, filmowy zapis szturmu zimą 1945 roku... Ja nie potrzebowałem pociągu, by wrócić do domu, wystarczyły mi skrzydła zbudowane z tych kilkunastu otrzymanych w Filmotece kartek. W drogę powrotną ruszyłem nocą, więc nie musiałem się martwić, że jakieś słońce mi te skrzydła rozpieprzy. Teraz jednak, gdy już bezpiecznie wylądowałem, szukam źródła energii, szukam sponsorów, by te materiały sprowadzić na Pomorze i tu, w ramach filmowej spółki archeologicznej „Nowości” oraz Tofifestu, pokazać na dużym ekranie. Pokazać, dać ludziom rozpoznać, posłuchać ich opowieści, dowiedzieć się, a później to opisać! Takie moje małe Credo. W tym wypadku owinięte starą taśmą filmową.
Warszawiacy, szczególnie redaktor Tomasz Urzykowski ze stołecznej „Wyborczej” dodali kilka ciekawych informacji na temat sfilmowanych obiektów. Dowiedziałem się czegoś nowego, więc się tym dzielę.
Ale Ujazdowskie, za tramwajem (oryginalnie jednak czerwonym), widać budynek dzisiejszego Ministerstwa Sprawiedliwości. W 1938 roku była to jedna z najnowocześniejszych i najbardziej luksusowych kamienic Warszawy. W czasie okupacji wprowadziła się tu niemiecka policja, a po 1945 roku ubecja. Tu był wtedy przetrzymywany Władysław Bartoszewski, stąd też podczas przesłuchania, wyskoczył przez okno na IV piętrze, lub został z niego wyrzucony, Jan Rodowicz „Anoda” – żołnierz batalionu „Zośka”.
Dzieciarnia tańczy w Parku Ujazdowskim.
Pani Jadwiga mówi, że to wcale nie ona przegania tu psa pomarańczowym balonem.
Polski fiacik był jednym z przebojów pokazu w Filmotece. Najlepiej prezentował się jednak na łamach „Życia Warszawy”, bo nad klatką popracowali graficy.
2 komentarze:
Widzę Szymonie, że ten temat Cię bardzo wciągnął a pasja z jaką o tym piszesz, może się tylko równać z pasją Bogusława Kaczyńskiego mówiącego i piszącego o muzyce operowej :)Wszystko to bardzo ciekawe i czytam z przyjemnością, choć temat jest mi mało znany, więc merytorycznie nie zabieram głosu. Życzę Ci w Nowym Roku wytrwałości i kontynuacji. Pozdrawiam serdecznie ;)
Ps.
Jakim szkłem robione są te foty?
:))
Bogusław Kaczyński, no tak...
Obraz zapisany został przy pomocy austriackiej kamery Eumig na taśmie Kodaka.
Prześlij komentarz