wtorek, 8 czerwca 2010

Było sobie miasteczko


Preussisch Holand... nieduże, ale ładne, jak większość wschodniopruskich miasteczek. Zimą 1945 roku wyzwoliła je Armia Czerwona. Wyzwoliła ze wszystkiego, ludzi, którzy tu mieszkali od pokoleń, ich dobytku, domów. Zostawiła ruiny. Na nich zaczął rosnąć Pasłęk, taka cudna Arka Noego, Rzeczpospolita w pigułce. Nieco ponad 10 tysięcy mieszkańców, głównie przesiedleńców ze Wschodu. Wilniuków, Wołyniaków, którzy przetrwali rzezie ukraińskie i Łemków, którym udało się przeżyć Akcję Wisła. Senne miasteczko z trzema kościołami, które służyły czterem wyznaniom. Miasteczko pełne zagadek i tajemnic, tych wielkich, jak choćby Bursztynowa Komnata schowana w podziemiach pasłeckiego zamku i małych – ot, garści fenigów, które komuś kiedyś wypadły z kieszeni. Miasteczko wielu pytań i odpowiedzi, które, z braku informacji, trzeba sobie było często wyobrażać. Takie moje miasteczko.

Brak komentarzy: