Ale mieliśmy kinowy maraton... Cztery pokazy w jeden dzień! Jakoś go jednak pokonałem i, mimo problemów z opóźnieniem, które złapaliśmy już po pierwszym seansie, oraz duchotą sali kinowej, której z braku czasu, nie można było wywietrzyć, nie poszedłem w ślady Filipiadesa z 490 roku p.n.e.
W sumie było, jak zwykle, ciekawie. Trochę się bałem, że „Kolorowa Warszawa” Bogusława Magiery, na dużym ekranie będzie się składała głównie z barwnych plam, ale ostatni październik II Rzeczypospolitej obronił się znakomicie. Więcej nawet! Dopiero w kinie liście, ludzie, tramwaje i autobusy, zaprezentowali się w całej swojej kolorowej okazałości. Na ekranie laptopa wszystko wypada znacznie skromniej.
Dla nas jednak Warszawa była tylko ciekawostką, jak zwykle, najwięcej emocji wywołał czarno-biały Toruń. To już chyba koniec kinowej przygody z filmami Bogusława Magiery. Chyba będzie mi brakowało tych szmerów widowni na widok wszystkich rozpoznanych obrazków danego Torunia... Ile razy ja go obejrzałem? Nie policzę. Asystowałem jednak przy wszystkich jego ośmiu kinowych pokazach i się nie znudziłem. Niby obrazy za każdym razem były te same, ale sam film z listopada, gdy miał swoją premierę, bardzo się różni od tego, oglądanego w styczniu. Na początku był to tylko zestaw interesujących obrazków, później jednak okazało się, że przed obiektywem kamery Magiery przedefilowały największe gwiazdy toruńskiego przedwojennego sportu. Dzięki naszym widzom odkryliśmy Grzegorza Duneckiego, Barbarę Książkiewicz-Jałowiec, a teraz pojawił się jeszcze Roman Andruszkiewicz, również zawodnik Pomorzanina. Jak to się dziwnie plecie, nigdy bym wcześniej nie pomyślał, że zajmę się historią toruńskiego sportu. Tymczasem Klio w krótkich gatkach jest bardzo obiecująca, bo kolejny zidentyfikowany niedoszły toruński olimpijczyk już niestety nie żyje, ale ma w Toruniu rodzinę – córkę i żonę. One natomiast mają zdjęcia i historię, którą się chcą podzielić.
Powinienem się chyba cieszyć ze wszystkich znalezisk i ludzi, o których, dzięki temu filmowi, współczesnemu Toruniowi udało się przypomnieć. No i się cieszę, ale zdecydowanie mocniej dobijają się do mnie ci, którzy nadal są anonimowi. Cała ta przygoda zaczęła się od „Panienki z chmur”. Rozwinęła się tak wspaniale dzięki Bogusławowi Magierze, czyli filmowemu Lechowi Szelidze. Później dołączył do niego jeszcze Zygmunt Wielgoszewski, poznaliśmy więc obu odtwórców najważniejszych ról drugoplanowych w jedynym dziele jedynej toruńskiej wytwórni. Kto jednak grał Adę Roszkowską i kim był Tom Łącki? O głównych bohaterach tego filmu nadal nic nie wiadomo. Być może w Toruniu nadal żyją ich potomkowie, którzy tego nie są świadomi? To chyba trochę wątpliwe. Tej tajemnicy pewnie nie uda się już rozwikłać, ale będzie mnie to strasznie paliło. Oj, będzie!
Na zdjęciu widać kolorowy fragment Świątyni Diany z parku w warszawskich Łazienkach AD 1938.
Reklama sklepu Adama Gałdyńskiego, w którym Bogusław Magiera w 1938 roku kupił na raty austriacką kamerę Eumig wraz z projektorem. Całość kosztowała ponad 100 przedwojennych złotych, a on – nauczyciel szkoły na Podgórzu – zarabiał wtedy 140 zł miesięcznie. Tu też prawdopodobnie nabył trzyminutową kolorową taśmę Kodakchrome, wartą wtedy 4.50 zł.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz