poniedziałek, 24 stycznia 2011

Lato rzecznych ludzi

Szanowny sąsiad od Fotografii Prowincjonalnej zapytał o wyporność i wymiary barek. Wyporności nadal nie znam, ale jeśli chodzi o metry, to bolączką płockiego przemysłu stoczniowego są wymiary śluzy we Włocławku. Centromost był gotów złożyć rzecznego lotniskowca, ten jednak by się nie mógł przecisnąć przez włocławskie ucho igielne, które ma 115 na 12 metrów, a to oznacza, że można przez nie przeciskać jednostki do 110x11 metrów. Tylko tyle. Jak to mawiał Elvis w „Aniele w Krakowie” – wyżej dupy nie podskoczysz. A jednak Płock podskoczył, w 2008 roku wysłał Holendrom jednostkę długą na 125 metrów. Puścili ją w dwóch połówkach, w ten sposób dotarły one do Torunia, gdzie w Porcie Zimowym zostały połączone. Ależ to musiało malowniczo wyglądać! Wyobraża ktoś sobie połówkę statku prującą po rzece? W tym wypadku nie było to wcale trudne, bo spławiana jednostka miała służyć jako zbiornikowiec, obie części kadłuba można więc było zabezpieczyć, by nie zalała ich woda. Ja tego rejsu, niestety, nie zobaczyłem, bo statki dotarły do Torunia we wtorek, a ten dzień – zwany również fetorkiem, lub najczęściej - potworkiem, nie jest miły, ponieważ przychodzę wtedy do pracy wcześnie i wychodzę późno, a między wejściem i wyjściem zajmuję się m.in. swoim Rypinem. Nie mogłem się więc zainstalować na moście i sporo mnie minęło, bo widowisko robiło wrażenie, operacja wygoniła na wodę niemal wszystkie statki, jakie jeszcze się uchowały w tej części Wisły. Toruńska flotylla ruszyła w każdym razie do boju w całości: dwa holowniki przyprowadziły obie części kadłuba, a trzeci miał na ogonie barkę desantową wyładowaną sprzętem potrzebnym do dalszej pracy, w tym elementami specjalnego kanału, który został opuszczony na dno basenu w miejscu, gdzie ekipa techniczna łączyła kadłub. Dotarłem do portu, gdy właśnie ten kanał był składany. Nie zazdroszczę spawaczom, którzy musieli siedzieć tam na dole... W każdym razie, na kilka dni, toruński Port Zimowy przypomniał sobie stare dobre czasy, gdy praca w nim nie ograniczała się do zwalczania rdzy.

Ludność, która wprowadziła się do tych luksusowych domków narzekała na łomoty. Mieli piękny widok na zaspany port, a tu nagle on (port, nie widok) się obudził...
Całkiem spore to było...

1 komentarz:

Grzegorz pisze...

Całe szczęście Szymonie, że te rzeczne "lotniskowce" są płaskodenne i zapewne ich zanurzenie nie jest większe niż jeden metr? W innym przypadku pokonanie Wisły okazałoby się niemożliwe - szczególnie latem.Paradoksem jest to, że wszelkie tego typu wodowania w Porcie Zimowym, odbywają się latem.Hmm..dziwne ;)
125 metrów to sporo więcej niż boisko piłkarskie, niezła łódeczka ;)