Wreszcie dopłynęliśmy do śluzy na włocławskiej zaporze. Niestety, zachodzące słońce śmiało się tam już do nas całą swoją paszczą i, mając tak błyskotliwego przeciwnika, na początku bardzo trudno było robić zdjęcia.
Wszędzie witały nas wkurzone mewy (a widział ktoś kiedyś wmewione kury?;)
Nic dziwnego, wpływaliśmy przecież niemal do ich gniazd.
Gdyby ktoś miał jakieś wątpliwości...
Każdy element naszego konwoju śluzował się oddzielnie. Na więcej nie mogliśmy sobie pozwolić, bo rozmiary śluzy są ograniczone, zresztą płocka stocznia musi do nich dostosowywać rozmiary budowanych barek, bo cóż jej po lotniskowcach, których nie przeciśnie przez te ucho igielne? Pierwszy śluzował się holownik, czyli my.
Barka jeszcze widoczna...
Już jej w zasadzie (i w wodzie też) nie widać.
To sobie zjechaliśmy... Nie pamiętam, siedem, dziewięć metrów?
Wrota się otwierają – niestety - pod słońce.
My wypływamy, wrota się zamykają.
Śluza ponownie napełnia się wodą.
Pchacz zaczął wprowadzać do śluzy naszą barkę, a ja przez ten czas wbiegłem na odrapaną betonową wieżę, by mieć lepszy punkt widzenia.
Barka została wepchnięta.
Ludzie patrzą, woda ucieka...
Wrota się otwierają...
Holownik wyciąga barkę.
To jest krzesełko pilota. Wspominałem już, że z całego zespołu, ten człowiek ma przesrane najbardziej.
Śluza znów się napełnia wodą.
Cóż, analizując różne wpływy na polską gospodarkę wodną w maju 2008 roku przyznać musimy, że w połowie tego miesiąca we Włocławku najwięcej do powiedzenia miał nasz pchacz „Żubr”, który do śluzy wpłynął tego dnia jako ostatni.
Z „Żubrem” przed chwilą byłem face-to-face, a teraz patrzę na niego z góry. W sumie (wiem, że Wiśle żyją całkiem spore sumy) jednak szkoda, że nie wsiadłem na pokład, bo bym miał dzięki temu bardzo fajne zdjęcia: wrota śluzy się otwierają, za nimi widać większość naszej flotylli, a słońce topi się w rzece, więc już nie przeszkadza w fotografowaniu. Cóż, nie ma wyjścia, muszę się przepłynąć jeszcze raz:)
5 komentarzy:
Wspaniała wyprawa. Będąc dzieckiem marzyła mi się taka praca, potem chciałem mieć własną łódź i z kolegami przepłynąć Wisłą od Krakowa do Gdańska.Potem moje plany spaliły na panewce, bo żona bała się wody - choć potrafiła nieźle pływać.Potem pływałem w długach dla młodych małżeństw i o kupnie łodzi nie było mowy itd...itd... ;)
Cieszę się, że oglądając Twój reportaż mogłem chociaż kawałek popłynąć wyobraźnią. :)
Pozdrawiam!
He he:) Jeden z "moich" wilków rzecznych też marzył o pływaniu, pięknie zresztą o tym opowiadał, zaczął od tego, że każdy powinien mieć w domu globus... Udało mu się, najpierw zwodował tratwę na Kaszowniku w Toruniu, później ruszył na Wisłę i dalej, na morze. Teraz ma firmę dla Amerykanów budujących statki w Hamburgu (cóż za przykład globalizacji!) produkującą elementy wyposażenia kajut. Przy okazji sam buduje sobie replikę statku z lat 20. Marzenia nigdy nie umierają!
Witam wodniaków(Wiślaków)
Cieszy fakt, że ktoś interesuje się wodą i ludźmi znającymi jeszcze prawdziwą interpretację słowa "GOSPODARKA WODNA".
Odpowiadam że wyporność zbiornikowca wym 115x11,5 to ok 3500 ton.
Następuje kolejna reforma prowadząca do pogłębienia destrukcji polskich rzek i ostatnich służb prowadzących ostatnie prace na Wiśle.
Zastanawiający jest fakt, że nawet taka powódź jak ostatnia nie skłoniła do jakichkolwiek działań regulujących rzeki!!!???
Co musi się stać więcej nie wiem?!
Tomek Skowroński
Zapomniałem dodać, że zapraszam na kolejny rejs ale mniejszą jednostką Szymonie.
Pozdrawiam Tomek S.
Wszelki duch! Cześć Tomek! Naszych władz nawet katastrofa zapory we Włocławku nie zmusi do racjonalnego działania:(
Dzięki za zaproszenie, niech tylko jakieś wolne dostanę, a z przyjemnością się u Was w porcie zamelduję.
Prześlij komentarz