Przez kilka lat nabijałem sobie uszy tą wspaniałą muzyką, oraz opowieściami o Kumłyku i jego huculskim muzeum. Wreszcie do niego dotarłem - przyszedłem, zobaczyłem i, mimo tego, że również posłuchałem, rozczarowałem się. Niby wszystko było korekt, Mistrz zagrał, na prawo i lewo rzucał anegdotami, ale wszystko to miało trochę wydźwięk takiego pitu-pitu. Mam wrażenie, że jeśli zabłądzę tam ponownie, usłyszę to samo.
Nie wiem, może się czepiam, ale niech ktoś posłucha tego człowieka na koncercie i później odwiedzi jego dom. To już nie będzie to samo. Wielka sztuka na żywo i jakaś taka cepelia w muzeum. Wolę więc trzymać się płyt i mieć nadzieję, że kiedyś się jeszcze w Werchowynie czy jej okolicy, na koncert Mistrza załapię.
Jeśli zaś o ten dom chodzi...

Jak może strażnik lokalnej tradycji mieszkać w domu owiniętym plastikiem? Jak to się nazywa? Siding?

Kumłyk gra na wszystkim. Sięga po instrumenty dęte, smyczkowe, improwizowane, w każdym przypadku wykazując się niezwykłą maestrią. Zagrał również na cymbałach. Hmmm, jak ja lubię cymbały! Tak bardzo, że zacząłem się z nimi utożsamiać. Gdy mnie wiec wyzwie ktoś od cymbałów, wcale się nie gniewam;). W Werchowynie pierwszy raz jednak zobaczyłem i usłyszałem, aby ktoś grał na tym instrumencie osłoniętym szmatką.


Eksponaty w muzeum Mistrz ma bardzo ciekawe.

Czarny Czeremosz płynący najpierw przez Żabie, a później przez Werchowynę.

Brak komentarzy:
Prześlij komentarz