

Jakie piękne obejście z garnkami na płocie! Gdyby nie ten eternit na dachu...

I gdyby nie ta antena na stodółce.

Grzybów to tu było w bród. Na szczęcie, brudów przy tym było niewiele.

Jak miło wczesnym rankiem włóczyć się po lesie. Szczególnie, gdy dokoła panuje lato, choć kalendarz wskazuje na pierwszy dzień jesieni. A kopać w kalendarze!

Ech, te widoki! Aby dobitniej podkreślić piękno krajobrazu, autor na pierwszym planie umieścił swoje kopyta obute w stuptane buty.

Mieczysław Orłowicz uważał, że panorama Czarnohory widziana z Połoniny Kostrzyca jest nie ma sobie równych. Zgadzam się, choć zdjęcie na pewno tego nie oddaje. Kto chce, niech więc przekona się o tym osobiście.

W centrum, jeśli się nie mylę, widać Howerlę. A jeśli się mylę, to przypomnę krążącą po polskich Tatrach opowieść o pewnym legendarnym przewodniku, którego turyści zapytali kiedyś na Gubałówce: „Czy widać stąd Rysy?”. Na to mistrz odparł: „A tak, tutaj wystaje kawałek”. Ktoś bardziej świadomy zagadnął go jednak później na boku – Ależ proszę pana, przecież Rysów stąd dostrzec nie można... I na to usłyszał odpowiedź. „Nie szkodzi, panocki płacą, panocki widzą”.

Konik polny nic sobie nie robił z tego, że znalazł się w centrum uwagi. Pochłonięty był konsumpcją liścia.

Oto druga strona widoku, rzut oka na Beskid Huculski.

Znów znajomy płotek z garnkami...

Był już konik polny, to teraz będzie konik huculski.
Gdyby się kto pytał, to konika morskiego, ani konika przed kinem, podczas tego wypadu nie spotkałem.

2 komentarze:
ten przewodnik to był niezły mentalista :-) chi chi wszyscy widzieli co im powiedział
To ja wniosę w tego posta swojego konia trojańskiego i napiszę, że kilka zdjęć jest bardzo ładnych.
Im dalej idę, tym ciekawiej :)
Prześlij komentarz