poniedziałek, 13 lutego 2012

Szlakiem poplątanym

Po Tarnowie biegałem wieczorem, zaraz po przyjeździe, i przez niemal cały następny dzień. Trasa całej wycieczki pewnie by była najbardziej czytelna, gdybym całość ujął w jednym wpisie, nie chcę się jednak znów narażać na zarzuty, że produkuję tasiemce;). Podzieliłem więc wszystko tematycznie, a to co zostało, wrzuciłem na szlak poplątany.
O swojej słabości do polskiego ratuszowego zderzenia późnego gotyku z renesansem już kilka razy wspominałem. Ostatnio, opisując mój ulubiony przykład takiej architektonicznej kolaboracji – ratusz w Sandomierzu. Tarnów zdecydowanie od tego ideału odbiega, ale jest ciekawy. Coraz ciekawszy nawet! Bardzo dawno w Tarnowie nie byłem, przez ten czas pod dawną siedzibą Rady Miasta odkryta została piwnica skazańców pochodząca jeszcze z czasów, gdy ratusz składał się z dwóch budynków. Do lochu można zajrzeć przez specjalną szybę, ta jednak była brudna, a sama piwnica ciemna, zatem jej zdjęcie wyszło do bani.

Ta strona ratusza wygląda zdecydowanie mniej zachęcająco.
Na tarnowskim rynku zachowało się kilka kamieniczek z podcieniami. W tej największej swoją główną siedzibę ma muzeum, w którym przy wejściu stała i pewnie stoi nadal, fantastyczna stara sklepowa kasa. Sam rynek ozdobił film, którego tytuł wyleciał mi z głowy, opowiadający dramatyczne dzieje jakiegoś stacjonującego w galicyjskim miasteczku oddziału węgierskich huzarów. Oddział ten, na wieść o wybuchu madziarskiego powstania w 1848 roku rusza, by przebić się do swoich. Obraz mógłby wyreżyserować Wajda, bo przy prowadzących na rynek schodach był chyba trup białego konia. Głównym dyrygentem tego filmowego przedsięwzięcia na pewno nie był jednak król polskiego ekranu. Może dlatego, że u niego białe konie zawsze są żywe.
Bardzo lubię Tarnów. Ma w sobie cały galicyjski urok, którym ludzie zachwycają się w Krakowie, nie ma jednak tego bardzo wielkomiejskiego zadęcia. No i nie jest tak rozdeptywany przez turystów, którzy Galicją oddychają tylko pod Wawelem i dalej nie chce im się nosa wystawić. Tymczasem, poza granicami królewskiej stolicy, można wziąć bardzo głęboki oddech!


Domki za murem obronnym, a w nim jakaś furta, której nazwy już nie pomnę.
To jest dąb. W jaki sposób można ocenić jego wiek? Odcinając gałąź i licząc słoje...
Albo na podstawie tabliczki, ufundowanej wraz z drzewem przez Komitet Osiedlowy nr 1;)
Kościół Trójcy Przenajświętszej na Terlikówce, druga połowa XVI wieku, barokowa wieża z 1837 roku... Dość późny to barok, ale jaki ładny.
Akurat była msza, więc skorzystałem. Ludzi jednak było mrowie, zatem z taborami na plecach nie pchałem się do środka, a gdy już nabożeństwo się skończyło, na zwiedzanie zostało bardzo mało czasu.
„Dawniej ulica Nowotki”. Ta stojąca obok świątyni reklama, również jest chyba dość dawna...
Kościół Najświętszej Marii Panny Wniebowziętej. Wzniesiony pierwotnie w połowie XV wieku, zniszczony przez pożar na początku XVII stulecia, odbudowany po 1621 roku. W połowie XIX wieku przeniesiony na obecne miejsce, wieża pochodzi z 1910 roku. Wewnątrz rokokowy ołtarz z XVIII wieku, a na ścianach resztki wcześniejszych polichromii. Tyle przynajmniej można się dowiedzieć z tablicy informacyjnej.
Tu miałem mniej szczęścia, bo na mszę się spóźniłem. Z zewnątrz, świątyni położonej naprzeciw starego cmentarza, nie udało się sfotografować, bo była zasłonięta drzewami, dostępu do środka broniły natomiast zamknięte drzwi. Nie tylko one zresztą, bo przyklejony nosem do szyby wrót odcinającej kruchtę (na zdjęciu widać jej malowany sufit) od reszty świątyni, włączyłem zainstalowany w kościele alarm. Nie należał do tych wyjących, niemniej okazał się skuteczny, bo zanim się spod kościółka wyniosłem, przyjechali ochroniarze. Nie wyglądam jednak na świętokradcę, więc nie zwrócili na mnie uwagi, sam się musiałem o ten alarm zapytać.
Jak to jest, że w Galicji, tej niby krainie nędzy i rozpaczy, nawet najmniejsza dziura z ratuszem nie pozostawia wątpliwości co do swojego miejskiego ego? A ośrodki nieco większe z powodzeniem mogą sobie rościć pretensje do wielkomiejskości? Przyszło mi to do głowy kilka dni później, gdy łaziłem po Kołomyi, symbolicznym końcu świata, które jednak zostawia w cieniu wiele miast Kongresówki. Tu jednak również można się nad tym zastanowić, bo Tarnów nigdy nie rościł sobie pretensji do bycia metropolią, a jednak prezentuje się bardzo okazale.

5 komentarzy:

Night pisze...

Tarnów, Tranów, a na drugim zdjeciu auto z Torunia :P

Może jakieś zdjęcie z odnowionego dworca tarnowskiego?

...byłem i widziałem... jerzy-foto.blogspot.com pisze...

jak z Torunia? jak chi chi nie ma CT... trzeba sobie powiększenie właczyć :-)))))

SzymonS pisze...

Jakże mógłbym dworzec pominąć! Dzięki niemu przyjechałem do Tarnowa i wpadłem na pomysł galicyjskiego wypadu. Od niego jednak się moja wizyta w mieście zaczęła, więc odnowiony budynek pojawi się jako ostatni.

Night pisze...

Rzeczywiście KT, a nie CT. Prezpraszam za sianie zamętu.

Anonimowy pisze...

A tę brudną szybkę trza było potłuc - fota by była że ....nie jednemu by szczena opadła . Jak na razie jestem uczestnikiem tej wyprawy .