Mamałygę i wina miło wspominam do dziś. Kiedy więc tym razem stanęliśmy w Polanicy, cholernie się ucieszyłem widząc na barze dwie podobne beczki. Od razu stanąłem przed nimi z dwoma kieliszkami. Na mój promienny uśmiech poparty kilkunastoma hrywanami beczki, za pośrednictwem pani barmanki, odpowiedziały cieczą, która najwyraźniej miała jednak w sobie sporą domieszkę szamponu. Więcej się do tych ustrojstw nie uśmiechałem.
Ponad trzy lata temu w Tatarowie podbijałem szczyty sztuki kulinarnej, powtarzałem też sobie w myślach: moje wina, moje wina, moje bardzo dobre wina. Przebywałem tu jednak bardzo krótko, zatem do cmentarza wojennego nie dotarłem. Chyba dobrze, bo słońce się wtedy z nieba skutecznie wyniosło, a ta nekropolia najwyraźniej najlepiej prezentuje się, gdy główna gwiazda naszego układu (hm, układ... PiS pewnie by go rozbił) zaczyna zachodzić, ale świeci jeszcze rzęsiście. Voila!

Kwiaty na pierwszym planie z pewnością zostawili bracia Madziarzy.

Rzędy krzyży. Podobnie jak w Przemyślu, bezimiennych. Sasza opowiadał, że wokół karpackich cmentarzy z I wojny zaczyna się ruch. Sprzątają jen Rosjanie, którzy zrobili między innymi jeden niedaleko Howerli. Pamiętają o nich Austriacy, ale przy identyfikacji, na ogół są podobno bezradni, bo ich dokumentacja poległych na wschodniej części frontu, przepadła. Coraz częściej w stronę tych nekropolii spoglądają także młodzi Ukraińcy.

Węgierska tablica i węgierskie kwiaty.

2 komentarze:
Ładne krzyżyki, bardzo ładne :)
- Co na cmentarzu widzi pesymista?
- Same krzyże.
- A optymista?
- Same plusy :)
To ja tu same plusy widzę.
Bardzo ładnie pomyślane i powiedziane:).
Prześlij komentarz