niedziela, 17 października 2010

Mokre od kuchni, łazienki i salonu - czyli krótki spacer po domach

Dom na rogu ul. Grudziądzkiej i Grudziądzkiej. Nie, nie jestem pijany, ulica ma w tym miejscu zakręt. W zasadzie nie ma się czemu dziwić, obecna główna arteria komunikacyjna Mokrego wycina jeszcze ciekawsze numery, kilkaset metrów dalej rozwidla się skręcając w lewo, ale prowadząc też jednocześnie prosto. Drugim jej zakrętem można jednak dotrzeć do Miejskiego Zarządu Dróg, a tam wszystko jest możliwe...
A wracając do domu, stoi na drodze, którą musiałem pokonać idąc z przedszkola, więc zachwycam się nim od lat. Chętnie bym się w nim zadomowił, gdyby nie to, że wokół wyrosło tak paskudne otoczenie! I to jest zresztą typowe dla Mokrego, że perełki architektury, godne Bydgoskiego Przedmieścia, giną rozdeptane wybudowanymi obok nich betonowymi szafami...

Ulica PCK, dawniej Wodna. Późną wiosną jedna z moich ulubionych, bo, będąc bardzo zieloną, jest wtedy niesamowicie kwitnąca. W tej dziurze na tle paskudnego wieżowca znajdował się dom, w którym mieszkała Helena Grossówna, pierwsza dama przedwojennego srebrnego ekranu, która wygrała ogłoszony przez stołeczną prasę konkurs na najpiękniejszy uśmiech Warszawy, a później, razem z Adolfem Dymszą i Eugeniuszem Bodo wygrała również zorganizowany przez polonię amerykańską plebiscyt na najpopularniejszych polskich aktorów. W nagrodę cała trójka miała przyjechać do Stanów, Grossówna miała już nagrany przez swoją przyjaciółkę Polę Negri kontrakt w Hollywood. Miała też już kupiony bilet na statek, ten miał wypłynąć z Gdyni w listopadzie 1939 roku. Została więc oficerem Armii Krajowej, walczyła w Powstaniu Warszawskim, a wcześniej, dzięki znajomościom wśród toruńskich Niemców, uratowała z Pawiaka aktorów-zakładników. Po wojnie, niszczona przez władzę ludową, wystąpiła tylko w kilku filmach, zagrała m.in. matkę braci Kaczyńskich w „O dwóch takich, co ukradli księżyc”. Zmarła w Warszawie na początku lat 90, ale w 2009 roku, dzięki jej biografowi – dr. Krzysztofowi Trojanowskiemu z UMK, oraz Kafce i Jarkowi Jaworskim i ich Tofifestowi, znów stała się torunianką. W jej powrót zamieszane były również toruńskie „Nowości”:-)
Dzielnica małych domków. Ale jakich ładnych, prawda?
Na Mokrem wciąż jeszcze można się poczuć jak na wsi (polecam pod tym względem spacer ulicą Władysława Łokietka), nadal można znaleźć tu sporo malowniczych domków, przeniesionych z XIX-wiecznego przedmieścia (Batorego w okolicy Bażyńskich, Podgórna wraz z jej przecznicami). Jednak Mokre, które jeszcze na początku XX wieku było wsią nie należącą do Torunia, było związane z miastem koleją, linią tramwajową, miało swoje fabryki i całkiem wielkomiejską zabudowę.
Tutaj trzeba będzie wrócić wiosną. Drzewo, które zasłania ten dom, jest największą w Toruniu magnolią, która wtedy kwitnie niesamowicie cudnie! I pachnie jeszcze lepiej!
Tuż obok była apteka. Na tym krzywym zdjęciu jest już jednak pogotowiem komputerowym i jakimś lombardem, choć budynek nadal ma kapliczkę, a z prawej strony widać jeszcze resztki wysięgnika trakcji tramwajowej.
Na parterze tego budynku była poczta (za tymi zakratowanymi okienkami). Chyba z pięć okienek, a do tego może cztery rozmównice. Co ciekawe, przez jakiś czas obsługiwała ona Mokre i całe Rubinkowo.
Dowód na to, że życie przy czteropasmowej ulicy jest możliwe. Można tu mieszkać i jeszcze dbać o to, by dom wyglądał pięknie, ta kamienica została na przełomie 2009 i 2010 roku gruntownie wyremontowana.
Mokre pod dworcem. Zupełnie jak w jakimś wschodniopruskim, uroczo prowincjonalnym miasteczku...
Napisy po polsku, w przypadku sklepu jednak są dwuwarstwowe.

Światełko nadziei. Ta willa przez lata była smutną opuszczoną ruiną, teraz jednak wygląda pięknie i jest w niej konsulat honorowy Litwy.
Ten dom jest teraz jednym z moich faworytów. Uwielbiam ten klosik i zarastające budynek pnącza. Za kilka dni, gdy jesień stanie się nieco bardziej zaawansowana kolorystycznie, będzie tam bardzo fajnie. Dom stoi przy Batorego i kiedyś, przeglądając przedwojenną prasę, trafiłem na opis morderstwa, do którego doszło w jego sąsiedztwie. Zbrodnia niesłychana, pan zastrzelił panią, a później sam sobie palnął w łeb. Z zazdrości. Tamci dziennikarze potrafili bardzo barwnie pisać, może więc uda się dotrzeć do tej historii jeszcze raz i zrobić tekścik – zbrodnia po latach. Z takich rzeczy czasami wychodzą jeszcze fajniejsze historie, pan Roman Such opisał kiedyś w „Albumie rodzinnym” przedwojenną tragedię, gdy jakiś zwolniony urzędnik zastrzelił swojego byłego szefa i ranił innego urzędnika. No i co? Odezwała się rodzina tego ranionego. Pokryta kurzem historia zdobyła dzięki temu swój dalszy ciąg!

3 komentarze:

Kasia pisze...

najpiękniejsza magnolia, tak...? no nie wiem, nie wiem...;)

tyle znajomych miejsc,a jakoby pierwszy raz widzianych... że o nieświadomości istnienia ulicy Łokietka nie wspomnę;)

SzymonS pisze...

Z magnolią poczekaj do wiosny, a Twoje wątpliwości się rozwieją.
Ulicę Łokietka trudno znaleźć, to gruntowa droga obok młyna. Trafiłem na nią kolejny raz próbując znaleźć budynek starego dworca na Mokrem. Stacji nie znalazłem, ale odkryłem dwa wielkie dęby. Imponujące!

Anonimowy pisze...

Dzień dobry p. Szymonie szukam zjdęc małego czerwonego domku stojącego kiedys nieopodal Jubilata na środku skrzyżowania . Kiedyś stała tam Boża męka i rosły dwa drzewa które zreszta chyba nadal tam rosna . Jeśli by pan moze kiedyś trafił na takowe zdjęcie byłabym bardzo wdzięczna , kiedyś mieszkał tam mój ojciec :)mój adres Jola45gizmo@interia.pl