piątek, 24 września 2010

Dzwony Wschodu

Podobno najpiękniej grają nasze dzwony kołysane. Ze wszystkich dzwoniących koncertów, na mnie największe wrażenie zrobił chyba jednak ten, którego świadkiem byłem w Poczajowie. No dobra, mam słabość do prawosławia. Chłonę świat przede wszystkim nosem, więc świątynia pełna kadzideł i płonących świec, musi robić na mnie wrażenie. Resztę wrażeń zbieram uszami i cerkiewne śpiewy trafiają mi przez nie prościutko do serca. I, o ile nie trafię do jakiejś nowej świątyni pełnej malowideł w stylu późnego Walta Disney`a, oczy też nie mogą narzekać na nudę. Uwielbiam ten pachnący półmrok pełen starych ikon.
W kościele wschodnim, jak się właśnie dowiedziałem, dzwony są montowane nieruchomo, dzwonnicy poruszają tylko ich sercami. O ile jednak w świecie katolickim gra przeważnie tylko jeden dzwon, na Wschodzie jest to koncert na wiele instrumentów. Nad Ławrą poczajowską, gdy odwiedziłem ją we wrześniu 2008 roku, akurat oberwała się chmura. W zasadzie się nie oberwała, bo chlusnęła wodą, a potem nadal tak samo ciężka i czarna, popłynęła dalej. Sprany deszczem klasztor oświeciło wtedy słońce, a złote kopuły odbijające jego promienie, na tle ciemnego nieba wyglądały niesamowicie. Wtedy właśnie na dzwonnicy zaczął się koncert...


Brak komentarzy: