Przy Dominikańskiej stoi też wieża wodna. Stoi, stoi, stoi i pewnie nie czuje się świetnie, bo choć nie musi siedzieć i jeszcze nie leży, od lat nic się przy niej nie dzieje. A szkoda, bo choć najpiękniejszy widok na Świecie rozpościera się z wieży fary, to ten z wieży ciśnień na pewno specjalnie mu nie ustępuje (rzut kamieniem od Dominikańskiej ostrą skarpą zaczyna się Dolina Wisły). Z obu wież widoki są więc ciekawe, ale ta wodna ma nad kościelną przewagę, bo w niej można zrobić knajpę, a w farnej nie. Cóż z tego, skoro nie znalazł się nikt, kto by był gotów te atuty wykorzystać.

Jeśli komuś się wydaje, że fasada kościoła dominikanów w Chełmnie przypomina fasadę katedry św. Jana w Warszawie, to słusznie mu się wydaje. Podczas powojennej odbudowy, chełmińska świątynia posłużyła tej warszawskiej za wzór.

Kiedy byłem tu pierwszy raz, jakieś osiem czy dziewięć lat temu, wnętrze kościoła wyglądało zupełnie inaczej. Było całkowicie zdewastowane, a na jednej z kolumn ołtarza swoje gniazdo miała podobno sowa. Teraz jest tu już znacznie lepiej, chociaż nie ma sowy, czego akurat żałuję.

O, lapidarium! Czyżbym widział tu kamień młyński?:)

Ten słodki aniołek na parapecie chóru modli się z takim zapałem, że na jego widok od razu wyobraziłem sobie scenę, gdy po zamknięciu kościoła, aniołek porzuca swoje miejsce modłów, wraz z pozą, wyjmuje karty, papierosy, pół litra i Bóg wie (jesteśmy wszak na poświęconej ziemi) co jeszcze. No tak, następnego dnia obsługa znajduje aniołka nie klęczącego, lecz przewieszonego przez balustradę...

Ulica Dominikańska widziana od dominikanów

Brak komentarzy:
Prześlij komentarz