W tym miejscu pierwszy raz usłyszałem słowo baszta. Byłem bardzo mały, rodzice wzięli mnie na spacer, zobaczyłem coś takiego i byłem ciekaw, z czym się zetknąłem. To musiała być jakaś późna jesień, bo było zimno, szaro i ponuro, a na dodatek całe Chełmno wypełnione było potwornym smrodem świeckiej celulozy. W latach 80. smród w tym mieście był czymś powszechnym, w zależności od wiatru, cuchnęło Świecie, albo cukrownia w Chełmży. Obie wonie były dość nieznośne. Tamte okoliczności podziałały na mnie tak, że przez kilka swoich wczesnych lat, tego miejsca i słowa baszta, się bałem.
Niemal cała chełmińska starówka wciąż jest otoczona murami obronnymi. Doskonale widać na nich, jak przed wiekami były podwyższane, by dostosować je nowych pomysłów Marsa.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz