Boże, ale goło! Jak na Gorgany, te gołoborze było bardzo niewinne. Małe i łatwe do przejścia, a na dodatek ktoś na jego końcu postawił dziwną konstrukcję, która w tej krainie podobnych wojennych pamiątek sprzed niemal stu lat, dodatkowo prowokowała, by jak najszybciej uporać się z kamienną przeszkodą. Tym razem nie była to jednak żadna pozostałość militarna.
Przechodziliśmy tędy w drodze na Mołodą. Czy była ona piękna i Mołoda? Oczywiście, przez moment nawet widziałem jej szczyt, który jednak szybko skrył się w chmurach. Poza jednym pustynnym fragmentem wyrąbanego przez Ukraińców lasu, trasa niemal przez cały czas wiodła między bukami, i krzakami jagód , których przed nami nikt nie zbierał, bo przecież te szlaki są w zasadzie bezludne. Powyżej linii lasu rozpoczynało się królestwo kosodrzewiny, przerywane większymi i mniejszymi, ale za każdym razem bardzo malowniczymi polami kamieni. Z całej wycieczki przywiozłem jednak tylko dwa zdjęcia. Przez gołoborza brnęliśmy już w deszczu i mgle, trudno więc było sięgać po aparat, któremu zresztą znów bokiem wyszła podróż w plecaku wciąż jeszcze wilgotnym po wcześniejszej wyprawie na Sywulę. Zanim więc znów dał się on namówić do współpracy, minęliśmy ruiny kolejnego schroniska, kilka malowniczych polan i ponownie zaczęliśmy się zanurzać w obłokach.
Na szczycie znów powtórka z rozrywki, czy raczej z Grofy – poza mgłą nic w więcej nie widać, a na dodatek pada deszcz i wiatr wieje bardziej niż w kieleckim.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz