Tym razem nad Wisłę nie dotarłem, sięgam więc po zdjęcia sprzed dwóch lat. Usłyszałem wtedy, że na rzece pod Chełmnem żwir kopie człowiek, który posiada jeszcze przedwojenny i najprawdopodobniej najstarszy statek wciąż pływający po Wiśle. Ech, jak miło pracować w gazecie, gdy miewa się do czynienia z tak ciekawymi ludźmi i można karmić oczy równie ciekawymi widokami! Zbyt mało mam tu miejsca, by zmieścić wszystkie wynurzenia na temat „Nura”, jest to jednak statek legendarny. Po pierwsze dlatego, że jest jednym z trzech pierwszych motorowców wiślanych zbudowanych w 1930 roku w stoczni w Modlinie. Po drugie, od 1945 roku ten statek cumował w Toruniu, przez jego pokład przewinęło się więc wielu wilków rzecznych, a wspomnienia niektórych z nich udało mi się zdobyć. Na „Nurze” pływał też wtedy Krzysztof Nering, który, gdy Żegluga Bydgoska upadła, a cały jej majątek trafiał szlag, lub trafiał na Zachód, gdzie ludzie generalnie bardziej szanują swój transport i swoje rzeki, postanowił o statek walczyć. Wreszcie udało mu się go kupić i „Nur” zakotwiczył w chełmińskim porcie. Nie jest jedynym statkiem we flocie kapitana, Nering posiada również jednostkę bardziej współczesną, jednak korzysta przede wszystkim ze swojego wiślanego weterana. Czemu? Też o to zapytałem. A gdy mi kapitan zaczął opowiadać o zaletach statku, pomyślałem sobie, że laury Laury, której zalety sławił w swoich sonetach Petrarka, w tym momencie zbladły.
Jedno z przedwojennych okien na „Nurze”. Łatwo je poznać, bo w odróżnieniu od swoich młodszych następców, ma zeszlifowane brzegi
Do wymiany poszedł silnik i niektóre elementy kadłuba, jednak telegraf maszynowy „Nura” wciąż jeszcze pamięta czasy prezydenta Mościckiego.
Kapitan w sterówce nad oryginalnym kołem sterowym
Poza „Nurem”, kapitan posiada jeszcze niewiele od wiślanego weterana młodszą barkę paliwową. Nieco pordzewiałą, ale za to z pięknie nitowanym kadłubem.
Na barce znalazłem tabliczkę, z której wynikało, że została ona zbudowana w latach 30. w Holandii i trafiła do Polski. Jakie to wszystko jest głupie, bo dziś, jeśli w ogóle na Wiśle coś się buduje, a są to wyłącznie barki, to z trudem są one holowane do Gdyni, gdzie dalej morzem trafiają do... Holandii. Moja rodzina jest związana z rzeką, więc mam głowę pełną opowieści z czasów, gdy ryb w niej było niemal tyle, co wody i kursujących po niej statków oraz żaglówek. Żółć mnie więc zalewa, gdy dziś patrzę na pustą Wisłę, a gdy jeszcze dociera do mnie pierdolenie jakiegoś, pożal się Boże, ekologa, który dalej chce dewastować królową polskich rzek, bo jest ona przecież ostatnią dziką rzeką w Europie, to potok tej żółci staje się niebezpieczny.
Ta piękna brukowana droga prowadzi do miejsca, w którym był drewniany most na Wiśle i przystań promowa. Przeprawę podczas okupacje zaczęli budować Niemcy, a skończyli Rosjanie zapędzając do tego okoliczną ludność, w tym najmłodszą siostrę mojej babci, którą prababcia wysłała do roboty wystrojoną na bardzo wielowarstwową cebulkę, bo jej córka była młoda i urodziwa, a Rosjanie mieli skłonność do gwałtów.
Las przy tej pięknej drodze, jeszcze przed wojną był pięknym i bardzo zadbanym parkiem, w którym wuj mojego ojca dzierżawił lokal rozrywkowy, a moja babcia robiła tam za kelnerkę.
Pojazd na zdjęciu jest prawdziwą bryczką.
Rybaki, dzielnica flisaków dokąd, podobno w XVII wieku, zawinęli moi przodkowie. I żyli tutaj jeszcze do czasów pradziadka, który sprzedał dom i przeniósł się do miasta. Jego wuj w czasie Powstania Styczniowego przemycał broń do Kongresówki, aż dopadła go pruska policja. Wtedy przodek skorzystał z arsenału, jaki jeszcze miał pod ręką i po ostrej strzelaninie wymknął się z obławy. Później sam się przemycił przez granicę, dołączył do powstańczego oddziału i po upadku powstania zwiedził kawał świata zaczynając od Syberii. Pochowany jednak został w Chełmnie, a przed wojną przy jego mogile stawały warty honorowe.
W tle widać na zdjęciu dymiące świeckie kominy. Skoro dym pochodzi ze Świecie, a więc jest świecki, to gdzie należy szukać dymu świętego? Ot, chociażby w chełmińskich kościołach...
1 komentarz:
z miejsca na ostatnim zdjęciu jest ponoć najpiękniejszy widok na świecie... to znaczy - na Świecie;)
ale znam przynajmniej jeszcze jedno takie miejsce w Chełmnie.
a historie rodzinne - no, no... co najmniej imponujące:)
Prześlij komentarz