sobota, 11 września 2010

Miasto nad Wisłą

Tym razem nad Wisłę nie dotarłem, sięgam więc po zdjęcia sprzed dwóch lat. Usłyszałem wtedy, że na rzece pod Chełmnem żwir kopie człowiek, który posiada jeszcze przedwojenny i najprawdopodobniej najstarszy statek wciąż pływający po Wiśle. Ech, jak miło pracować w gazecie, gdy miewa się do czynienia z tak ciekawymi ludźmi i można karmić oczy równie ciekawymi widokami! Zbyt mało mam tu miejsca, by zmieścić wszystkie wynurzenia na temat „Nura”, jest to jednak statek legendarny. Po pierwsze dlatego, że jest jednym z trzech pierwszych motorowców wiślanych zbudowanych w 1930 roku w stoczni w Modlinie. Po drugie, od 1945 roku ten statek cumował w Toruniu, przez jego pokład przewinęło się więc wielu wilków rzecznych, a wspomnienia niektórych z nich udało mi się zdobyć. Na „Nurze” pływał też wtedy Krzysztof Nering, który, gdy Żegluga Bydgoska upadła, a cały jej majątek trafiał szlag, lub trafiał na Zachód, gdzie ludzie generalnie bardziej szanują swój transport i swoje rzeki, postanowił o statek walczyć. Wreszcie udało mu się go kupić i „Nur” zakotwiczył w chełmińskim porcie. Nie jest jedynym statkiem we flocie kapitana, Nering posiada również jednostkę bardziej współczesną, jednak korzysta przede wszystkim ze swojego wiślanego weterana. Czemu? Też o to zapytałem. A gdy mi kapitan zaczął opowiadać o zaletach statku, pomyślałem sobie, że laury Laury, której zalety sławił w swoich sonetach Petrarka, w tym momencie zbladły.

Jedno z przedwojennych okien na „Nurze”. Łatwo je poznać, bo w odróżnieniu od swoich młodszych następców, ma zeszlifowane brzegi
Do wymiany poszedł silnik i niektóre elementy kadłuba, jednak telegraf maszynowy „Nura” wciąż jeszcze pamięta czasy prezydenta Mościckiego.
Kapitan w sterówce nad oryginalnym kołem sterowym
Poza „Nurem”, kapitan posiada jeszcze niewiele od wiślanego weterana młodszą barkę paliwową. Nieco pordzewiałą, ale za to z pięknie nitowanym kadłubem.
Na barce znalazłem tabliczkę, z której wynikało, że została ona zbudowana w latach 30. w Holandii i trafiła do Polski. Jakie to wszystko jest głupie, bo dziś, jeśli w ogóle na Wiśle coś się buduje, a są to wyłącznie barki, to z trudem są one holowane do Gdyni, gdzie dalej morzem trafiają do... Holandii. Moja rodzina jest związana z rzeką, więc mam głowę pełną opowieści z czasów, gdy ryb w niej było niemal tyle, co wody i kursujących po niej statków oraz żaglówek. Żółć mnie więc zalewa, gdy dziś patrzę na pustą Wisłę, a gdy jeszcze dociera do mnie pierdolenie jakiegoś, pożal się Boże, ekologa, który dalej chce dewastować królową polskich rzek, bo jest ona przecież ostatnią dziką rzeką w Europie, to potok tej żółci staje się niebezpieczny.
Ta piękna brukowana droga prowadzi do miejsca, w którym był drewniany most na Wiśle i przystań promowa. Przeprawę podczas okupacje zaczęli budować Niemcy, a skończyli Rosjanie zapędzając do tego okoliczną ludność, w tym najmłodszą siostrę mojej babci, którą prababcia wysłała do roboty wystrojoną na bardzo wielowarstwową cebulkę, bo jej córka była młoda i urodziwa, a Rosjanie mieli skłonność do gwałtów.
Las przy tej pięknej drodze, jeszcze przed wojną był pięknym i bardzo zadbanym parkiem, w którym wuj mojego ojca dzierżawił lokal rozrywkowy, a moja babcia robiła tam za kelnerkę.
Pojazd na zdjęciu jest prawdziwą bryczką.

Rybaki, dzielnica flisaków dokąd, podobno w XVII wieku, zawinęli moi przodkowie. I żyli tutaj jeszcze do czasów pradziadka, który sprzedał dom i przeniósł się do miasta. Jego wuj w czasie Powstania Styczniowego przemycał broń do Kongresówki, aż dopadła go pruska policja. Wtedy przodek skorzystał z arsenału, jaki jeszcze miał pod ręką i po ostrej strzelaninie wymknął się z obławy. Później sam się przemycił przez granicę, dołączył do powstańczego oddziału i po upadku powstania zwiedził kawał świata zaczynając od Syberii. Pochowany jednak został w Chełmnie, a przed wojną przy jego mogile stawały warty honorowe.
W tle widać na zdjęciu dymiące świeckie kominy. Skoro dym pochodzi ze Świecie, a więc jest świecki, to gdzie należy szukać dymu świętego? Ot, chociażby w chełmińskich kościołach...

1 komentarz:

Kasia pisze...

z miejsca na ostatnim zdjęciu jest ponoć najpiękniejszy widok na świecie... to znaczy - na Świecie;)
ale znam przynajmniej jeszcze jedno takie miejsce w Chełmnie.

a historie rodzinne - no, no... co najmniej imponujące:)